niedziela, 1 stycznia 2017

Szansa Efraima Samtera


Bernardo Bellotto, Ulica Miodowa (1777).
24 listopada 1793.
Niedziela, godzina 10 rano, Warszawa.

W przeciwieństwie do tego, co widzicie na obrazie obok, słońce od rana nie wychyliło się zza chmur, jest chłodno. Efraim Samter razem z dwoma przyjaciółmi, Kazimierzem Potockim i Gastonem de Retif, na zaproszenie Pawła Stanickiego udają się właśnie do biura Kompanii Handlowej Polskiej. Ponieważ to blisko, idziecie na piechotę. Biuro znajduje się w kamienicy, gdzie Efraim znajdował dawniej płatne zajęcie jako organizator spotkań miejscowych handlarzy z żydami.

W budynku nie ma dziś prawie nikogo. Służący prowadzi do gabinetu na trzecim piętrze. Paweł Stanicki przyjmie was od razu po zaanonsowaniu. Ma około 40 lat, jest wysoki i szczupły. Rzadkie, lekko falujące jasne włosy, duże zakola. Bystre spojrzenie. Nosi białą koszulę przykrytą drogą kamizelką w kolorze połyskującego srebra i licznymi wzorkami - zdobieniami, na którą narzucona jest jasnoniebieska, francuska marynarka. Białe spodnie i wysokie, brązowe buty. Po lewej stronie znajdują się wysokie, dwuskrzydłowe drzwi, po prawej przejście do innego pokoju.

Stanicki nie wydaje się zaskoczony tym, że do gabinetu wprowadzono was trzech, mimo że tylko Efraim otrzymał wczoraj zaproszenie przekazane posłańcem do kamienicy, w której wynajmujecie pokoje. Wspominał w zaproszeniu o potrzebie odpowiednich osób, co Efraim od razu zrozumiał.

“Dzień dobry, Efraimie. To twoi zaufani przyjaciele, jak mniemam? Dobrze, bardzo dobrze, bo sprawa, z którą się do ciebie zwróciłem, na dyskrecji nie ucierpi, a przyda się parę dodatkowych rąk. Przedstawię się – tu zwraca się do Kazimierza i Gastona - jestem Paweł Stanicki; pracuję dla Kompanii. Dziękuję, że przyszliście i cieszę się, że widzę ciebie w zdrowiu, Efraimie. Same złe wieści docierają do nas w tych dniach; długo się nie widzieliśmy i miałem pewne obawy, sam rozumiesz...”

Po ceremoniale powitania i przedstawiania prowadzi was do saloniku obok, gdzie znajduje się duży stół oraz bogate krzesła podszywane poduszkami. Duże okna; widać z nich ulicę, którą tu przyszliście. Na przeciwległej ścianie wiszą małe obrazy. Paweł każe lokajowi przynieść chińskiej herbaty bądź innego napitku, który sobie życzycie, pozwala wam usiąść i uśmiechnięty przez krótką chwilę uprzejmie milczy, sprawdzając, czy sami chcecie coś powiedzieć, o coś zapytać.

*

I. Gdybyście chcieli wykonać coś w trakcie tego, co przedstawiłem w notce – np. odnieść się do wcześniejszego akapitu, a nie tylko do ostatniego: nie ma problemu. Zawsze możecie tak robić, pamiętajcie o tym. Najwyżej będziemy “cofać” albo wplatać coś między.

II.  Powinienem dodać, Efraimie, że Stanicki długo się nie odzywał; ostatni raz byłeś tu zatrudniany wiosną 1792. Twoja rola była minimalna, sama organizacja spotkań, na które tylko parę razy zostałeś dopuszczony – głównie roznosiłeś zaproszenia, bo znasz ludzi. Na 1 levelu na więcej liczyć nie można ;-)

20 komentarzy:

Tajemnicze C pisze...

Hm. Może powinienem dopowiedzieć, że chciałem wam dać możliwość odegrania swoich postaci, bo nic o nich nie wiemy.
Zwykły role play. Jeśli jesteście niezainteresowani, to ok, przejdę dalej, ale pisanie do kotleta będzie męczące.

Gaston, tu jest całkiem niezły przykład sesji rpg, tak to mniej więcej wygląda na żywo, tylko u nas realia oraz forma są inne:
http://rpg.elx.pl/articles.php?id=115

Jak znajdę czas to "przemówię" Stanickim, jeśli będziecie dalej milczeć. Jakoś to rozruszamy.

Neurocide pisze...

Przyglądam się małym obrazkom wiszącym na ścianie. Czy to pejzaże? Czy coś znajomego? Czy podpis może? Czy inwestycja trafna czy tylko takie typowo polskie sentymentalne przywiązanie do estetyki?

Zapatrzony dziękuję za poczęstunek, doceniając smaki i walory.

"Ileż to czasu minęło, mój chlebodawco i dobrodzieju? Ach, ciężkie czasy idą, nie łatwe... ale jak to powiadają, ciężkie czasy, to czasy dla odważnych. A jak interesa Kompanii? Jest czego się obawiać? I w czymże możemy ci pomóc?"

Tajemnicze C pisze...

Na obrazkach widnieją motywy morskie: port, zacumowane statki, szeregi masztów. Każdy przedstawia chyba nieco inne miejsce.

Stanicki uśmiecha się smutno.

"Interes, jak możesz się domyślać i sam pamiętasz, szedł kiedyś lepiej. Czekamy, aż wiatr dmuchnie w żagle. A że burza na horyzoncie, to przy okazji niektórzy modlą się, by tych żagli nie porwał do reszty.

Są tutaj też tacy - wcale liczne i zauważalne grono - co nie przykładają do tego wagi; byle wiało z którejkolwiek strony, a już są szczęśliwi. Przecież - tłumaczą sobie - nawet jak Kompania straci jeden czy drugi maszt, to nie zniknie, a tylko trzeba jej będzie przejść remont, zmienić banderę.

A może lepiej będzie pod inną? - pytają siebie. I odpowiedź, Efraimie, odpowiedź nie wszystkim wydaje się oczywistą, jestem tego pewien.

Póki co czekamy na postanowienia sejmu w Grodnie, gdzie jeszcze raz dyskutowane są możliwości i warunki korzystania z portu w Chersoniu, którą to możliwość, jak wiecie, tymczasowo zawieszono, przynajmniej wedle ustaleń naszego... traktatu aliansowego. Dla Kompanii to sprawa niezwykle ważna. Za tydzień, dwa wszystko będzie jasne. I wtedy każdy będzie musiał sobie odpowiedzieć...

Nie to jest jednak przedmiotem mojej propozycji, a rzecz zgoła inna. Chciałem jednak wpierw zapytać, czy coś was trzyma w Warszawie i czy macie tu jakieś zobowiązania? Nie każdy o tej porze roku lubi przedsiębrać dalekie podróże. Jak to jest z waszmościami? Nim przejdę dalej, tę jedną rzecz muszę wiedzieć. Chodzi o miesiąc, może nawet dwa poza Warszawą. Dobry pieniądz. Coś w rodzaju misji pokojowej, w której mi potowarzyszycie. Wyjazd za tydzień."

Unknown pisze...

"Jestem otwarty na każdą propozycję zarobku. Jak to mawiał mój tatko: grosz do grosza a będzie kokosza. Ja w to wchodzę."
Powiedział Kazimierz podchodząc do okna i spoglądając w dal.

Neurocide pisze...

Patrząc w obrazki Efraim sięgał samego dna swojego rozumu, próbując przypomnieć sobie... Marysylia, Forsycja, Sycylia, Aliksandria, Bakcylia? Tamże, to pływał tenże dzielny "Św. Michał"? Czyż to jego maszty na obrazkach?

"Dobrodzieju, a co mnie Efraimowi z tej Warszawy przychodzi? Ot, gdyby nie przyjaciele moi, żaden nie trzymałby mnie tu interes, a może co najwyżej strata. Dobrze mówisz o tych żaglach i banderach. Serce Efraima cieszy się, gdy słyszy o nadziejach, bo nadzieja to wiatr, a wiatr to ruch, a ruch to pieniądze. Więc rachunek jest prosty, w Warszawie stagnacja, a wraz z Tobą dobrodzieju - nadzieja, jakiż ma wybór prosty Żyd Efraim?

Jeśli trzeba to i przez Ukrainę na Krym do Chersonia, a że razem z tobą, to widzi mi się, tym lepiej."

Pot wystąpił na czoło Efraima.

"Czegóż to możemy się podczas podróży spodziewać? Dobrze byłoby się na tę awanturę przygotować. Tydzień to aż nadto, zorientuję się co może się przydać, popytam i języka zasięgnę co na co opłaci się zamienić u celu podróży, czego nam może zbywać a tamże brakować."

Tajemnicze C pisze...

(Chciałem jeszcze wczoraj odpisać, ale odpłynąłem; sorry, byłem od rana na nogach, a w pracy do 21. Mózg mi odparowuje jak Efraimowi. Dam radę dopiero dzisiaj po południu to pociągnąć.
Dodam tylko teraz, że uśmiałem się czytając wasze wpisy jakbym wypalił pół wora z młodszymi sąsiadami spod klatki; mam nadzieję, że też was to bawi lub widzicie szansę, że zacznie :-)).

Tajemnicze C pisze...

Kazimierz

Przez okno Widzisz kilka starych bab wracających z niedzielnej mszy, gdzieś dalej ktoś prowadzi krowę, przejeżdża karoca. Dzień jak co dzień.

Efraim

Obrazki przedstawiają śródziemnomorskie porty. Tak, na jednym może być Marysylia. Na innym Mapoli. Swego czasu zadziwiająco wielu przedstawicieli handlowych bywało tu z Italii i Francji, co może utwierdzać cię w przekonaniu.

"Do Chersonia nie jedziemy, ale blisko. Chodzi o podróż w okolice Berdyczowa, do jednej z tamtejszych wiosek, ale mam nadzieję, że w Berdyczowie znajdziemy to, czego bedziemy szukali. Przyda się w tej misji zaufany człowiek do kontaktu z tamtejszą gminą żydowską i od razu pomyślałem o tobie, Efraimie. Zresztą, nikogo innego już tutaj nie mam. Wszyscy pouciekali, pochowali się i czekają, co się stanie – sam rozumiesz...

Gaston, waszmość się nie odzywasz. Czy trzymają Pana w Warszawie jakieś zajęcia? Przypuszczam, że obcokrajowcowi daleka podróż o tej porze roku nie wydaje się dobrym pomysłem. Mnie również, zapewniam. Niebawem spadną śniegi, dzień zaczyna się późno, a kończy wcześnie. Ale my tu w Polszcze przywykliśmy do zimowych podróży. Nie ma w nich nic strasznego. A w towarzystwie Kazimierza i Efraima - Stanicki w tym momencie wskazał na nich i się roześmiał - włos nam z głowy nie spadnie.

(Generalnie powyżej 15 Siły postać wygląda jak byk, a oni mają nawet więcej; Kazimierz jest ponadto dość wysoki)

Co do podróży, chciałbym zostawić to wam, jeśli się na nią zdecydujecie. Muszę przygotować biuro pod moją nieobecność i nie będę mógł zajmować się sposobieniem do wyjazdu. Jeśli bez was, pewnie wyjadę dopiero za trzy tygodnie... Dlatego szukam ludzi, bo czas jest istotny w tej misji.

Czy myślicie, że lepiej jechać niewielką grupą, czy przyda się ktoś jeszcze? Zajmiecie się tym w razie czego? Jedziemy konno, czy spróbujemy powozem i najwyżej zostawimy go gdzieś po drodze? Co z żywnością? O tej porze roku targów i jarmarków zawsze mniej niż latem. Na te pytania oczywiście nie czekam teraz odpowiedzi, ale chciałbym zrzucić je na was, bym spokojnie mógł zająć się sprawami Kompanii. I przede wszystkim: jaką obierzemy trasę? Będziecie w stanie się tym zająć?"

Neurocide pisze...

"Do Berdyczowa to z jeszcze większą chęcią. Targi pewnie zimową porą ominą nas, a nadmiar towaru tylko by spowalniał. Konno byłoby najszybciej jeśli w istocie czas tak nagli, a i drogi pewnie już rozmiękłe, kto wie, kiedy pierwszy śnieg spdanie, więc czy wóz czy sanie? Co myślicie przyjaciele, bo z Warszawy do Berdyczowa to będzie ze 120 mil jak nie więcej, znaczy się z 800 stai. Ile to dni, trudno mi zliczyć, wszak nie o żeglugę tu idzie! A i Rabiego pewnie zapytać się muszę, czy mnie w Szabat konno można - ale to przy okazji. Tym całym ambarasem się dobrodzieju nie frasujcie, tę sprawę zostawcie nam. A Gastonowi wybaczcie małomówność, jak już wiecie na Sorbecie studiował swoje nauki, toć może za szybko mówim o jotę lub dwie i zanim myśl podchwyci co rzec trzeba, to już to któryś z nas, miarkuję, powiedział."

Patrzę w twarze przyjaciół, wyczekując ich reakcji.

Gaston de Rétif pisze...

Siedzi ze spuszczoną głową i co jakiś czas przebiega wzrokiem po pokoju w poszukiwaniu kominka. Przerywa po jakimś czasie. Wyraźnie zmarznięty próbuje owinąć się swoją marynarką. Po trzeciej próbie rezygnuje i spuszcza w zamyśleniu głowę. Dopiero nazwa Berdyczów sprawia, że podskakuje na swoim fotelu. Początkowo mruczy pod nosem po czym mówi głośno:

« Bair-dit-tschouf, Ver-du-tschof, Sacre bleu! dżuma marsylska niech by was z tymi waszymi nazwami wszystkimi wzięła! Który to już rok w tym wiecznie zimnym kraju, a dalej język sobie łamię o te zawijasy. Pan, drogi Pani Stanicki, lepiej by zrobił, gdyby Pan ściągnął te landszafciki i je w piecu jakimś zużytkował, zimno tu macie. »

Gaston wstaje energicznie i przechadza się chwilę w milczeniu po pokoju, myśląc. Po chwili podchodzi do okna, patrzy za czym wygląda tak Kazimierz, ale nie mogąc zbyt wiele zobaczyć zza barków rosłego mężczyzny kładzie mu rękę na plecach i zwraca się do niego.

« Ah, Casimir, czy Ty już też masz dosyć tego warszawskiego błota? »

Odwraca się znów ku Stanickiemu i Efraimowi.

« Mnie tu, Panowie drodzy, nic nie trzyma. Im dalej na wschód tym lepiej. Milsza mi polska zima od bezzębnego oddechu paryskiej hołoty na plecach, która lada dzień pozbawi mnie ojcowizny. Tylko cóż te wasze sejmy i ich obrady! Kto wie, co im do głowy uderzy, czy lada dzień przez jakiegoś podpitego szlachetkę całe przedsięwzięcie nie weźmie w łeb?

A Ty mi tu, drogi Efraimie, od sorbetów nie wymyślaj, ten twój jeden bóg wie, czego was w tych polskich chederach uczą. Lepiej mi powiedz - patrzy podejrzliwie na Stanickiego i zmiękcza głos - czy węszysz tu jakiś interesik? »

Tajemnicze C pisze...

“No, no, panie Gaston.” - uśmiechnął się Paweł Stanicki i nalał francuskiemu arystokracie gorącej herbaty.

“Nie chcę, by się pan zaziębił. Medycyna u nas nie gorsza niż u was, ale mamy tę przewagę, że klimat zmusił nas, abyśmy poznali tajniki prewencji na choroby. Rozmaite receptury w Polszcze krążą, z którymi chętnię zaznajomię. Dolać panu kapeńkę rumu? Ma silne właściwości prewencyjne.”

Wypowiada to oczywiście tonem czytelnie żartobliwym, ale samo pytanie jest serio.

“Wyczuwam zgodę w waszmości słowach. Ale mimo to, gdyby do waszmości pieniądze i interesy nie przemawiały tak jak do Efraima, to powiem, że w zacnej sprawie ta misja. Bardzo... rycerska. U jednych rycerskość wzbudza uśmiech politowania na twarzy, u innych poczucie obowiązku. Czy mogę zapytać, z której waszmość jest grupy?”

Gaston de Rétif pisze...

Zaziębił? - prycha i wesoło kontynuuje - Panie Stanicki, w tym kraju zaziębienie nie istnieje, człowiek zostaje od razu suchotnikiem. Pan, człowiek wykształcony, wiesz chyba co się stało z naszym biednym Descartem w Szwecji? Biedaczek « się zaziębił », na śmierć, na zawsze.

« No ale Pan łaskawy masz tu takie wywary, że królowa szwedzka płonie z zazdrości pewnie. » Bierze łyk i deikatnie sapie
« Aaah, słynna polska gościnność, trudno ją przecenić.

« Zgoda moja, Panie Stanicki, polega na jednomyślności z moimi towarzyszami, nie z Panem. Proszę mi wybaczyć ten nieco szorstki ton, ale, sam Pan przyzna, znamy się od jakich 10 minut, a Szanowny Pan mnie już chce wyprawić na drugi koniec tego polskiego stepu. W kwestii mojej rycerskości »

Tutaj Gaston bierze łyk gorącej herbaty, krztusi się i odkasłuje kilka razy.

« Proszę wybaczyć, to nie łapczywość, choć herbata nader dobra. Widzi Szanowny Pan, owa rycerskość przedstawia się u mnie w nader skomplikowany sposób. Trudno powiedzieć, żebym się jej wypierał, należę przecież z dziada pradziada do tak zwanej noblesse d’épée. Jednocześnie moje hugenockie wychowanie przytłumiło nieco instynkty i z uwagą raczej niż z zaciekawieniem przyglądam się nagłym i nieprzemyślanym wzlotom, czy też upadkom ludzkiego rozumu. Choć nie jestem bigotem, stabilność predestynacji pozwala mi lepiej spać od moich katolickich towarzyszy, a przede wszystkim - dodaje jakby po cichu do siebie - wysiedzieć spokojnie w tym kraju. Jednocześnie zgodzi się Pan chyba, że obecnie we Francji rycerskość, czy szlachetność nie jest bardzo à la mode.

Tajemnicze C pisze...

“Racja. Przepraszam za spoufalanie się. Wydawało mi się, że pozostali wyrazili już swoją opinię, ale może powinniście to przedyskutować na osobności, zanim zapadnie decyzja. Ja sam też wolałbym, aby tym sposobem się to odbyło, bo nie chciałbym po paru dniach doświadczyć tego, że mnie gdzieś w szczerym polu na saniach zostawicie. To ma być uczciwe zobowiązanie.

Umówmy się więc, że dacie mi odpowiedź w nadchodzących dniach, przy czym proszę waszmościów o jedno: im szybciej, tym lepiej. I jeśli przystaniecie na propozycję podróży i tego drobnego zajęcia, które nas czeka w Berdyczowie, zajmiecie się organizacją całości. Będę zobowiązany.

Biorąc to wszystko pod uwagę pozostaje mi upewnić się, czy macie jakieś pytania? Coś, co was nurtuje i pomoże określić, na ile moja propozycja jest wam na rękę? Jeśli żadnych – będę czekał odpowiedzi. Jestem tu co dzień i mam nadzieję jutro, najdalej pojutrze znać waszmościów zdanie.

A co do reszty tematów, które pan, szanowny Gastonie, raczył poruszyć - jeśli znajdziemy się w podróży, będzie dużo czasu na ich przedyskutowanie.”

Tajemnicze C pisze...

(Dziękuję wam za świetne teksty, klimat się zrobił pierwsza klasa, aż mi szczęka opada, że tak to fajnie działa. Tym mocniej przepraszam, że tak ukróciłem to w ostatniej wypowiedzi Stanickiego, ale pomyślałem, że podobne dialogi lepiej zostawić na potem (będzie wiele okazji), a tu nie schodzić na manowce. Jeśli macie jakieś pytania do Stanickiego, piszcie. To może być nawet ważne, więc zastanówcie się; może to będzie zawsze jakaś pomoc w przygotowaniach, czy coś.

Jeśli nie macie pytań - też fajnie. Dajcie znać, czekam na głos każdego z was - zacznę przygotowywać wtedy "szanse" pozostałych i jakoś je skompresuję czasowo, byście w razie czego mogli wybrać którąś z nich w terminie - o ile nie postanowicie odrzucić ich wszystkich.

Jak macie ochotę jeszcze porolplejować - bez obaw, chciałem tylko całość nakierować na odpowiedni tor, by to poszło do przodu. Może założę potem jeszcze jakiś temat z uwagami co do pisania komentarzy, pewnie się przyda na przyszłość.)

Neurocide pisze...

» Gdyby wszyscy ciągnęli w jedną stronę, świat przewróciłby się do góry nogami. « - Szepczę sobie po nosem w języku diaspory.

"Sama prawda z Ciebie przemawia dobrodzieju, łagodność, roztropność i troska głęboka jak studnie jerozolimskie. Ale jeśli już jesteśmy przy rycerzach..." - oblizuję dolną wargę i drapię się po brodzie spoglądając przy tym w sufit - "konie, kordelasy, szpagaty, armaty - znaczy się... ten tego... narzędzia rycerskiego fachu... Znaczy się, koszta uzyskania przychodu, zanim można je odliczyć, trzeba je ponieść, a ponieść je można, jeśli się dysponuje żywą gotówką, wekslem, otwartym kredytem... Efraim prosi o wybaczenie, ale zapytać musi: na kogo owe wydatki zapisać i czy na ich poczet zostanie wyasygnowana zaliczka?"

Zwracam się do Gastona i Kazimierza:
"A na nas ponowie już czas. Zdaje się, że przed wyjazdem, każdy z was ma jeszcze swoje sprawy do zamknięcia."

Tutaj Efraim oczekując odpowiedzi i pieniędzy, będzie się już ku drzwiom wycofywał. Kłaniając się nisko, pod ramię biorąc kompanów.

Tajemnicze C pisze...

(Przez Efraima przemawia mądrość Pentateuchu, przeze mnie pycha zaborcy – już naprawiam, nie chciałem do niczego was zmuszać.)

Stanicki dolał innym (jeśli są zainteresowani), dolał sobie na rozgrzewkę. Element chińskich treści w herbacie przytłumił się nieco.

“Nie zatrzymuję waszmościów, ale i nie chcę sprawiać wrażenia, że ich deleguję na zimno. Jeśli jesteście w stanie zadecydować hic et nunc, czy do Berdyczowa jedziecie, czy nie – świetnie. Tymczasem jednak mam mętlik i jasną deklarację od każdego z was wolałbym usłyszeć, zanim przyjdziemy do przekazywania zaliczek – a stwierdziłem jeno, że może tę deklarację przyjdzie wam wypracować łatwiej na osobności. Może być też i tak – wypił haustem i nalał sobie trzeciej herbaty – że walka z chłodem osłabiła nieco wrażenia słuchowe i omknął mi jakiś szczegół, i że wszystko już ustalone? Mości Kazimierz już się wypowiedział, ale zdało mi się, że szanowny pan Gaston uprzejmie sugerował powściągliwość?”

Stanicki naciągnął wystający spod rękawa marynarki mankiet koszuli i chwilę wahał się nad czymś jeszcze. Zaczynał dwa razy poniższą wypowiedź:

“Jeśli zaś chodzi o rycerskość... Efraimie... a może i pan, Gastonie, chyba źle mnie zrozumieliście. Nie miałem na myśli kordelasów, muszkietów, ani tym bardziej armat. Nic nam po nich w tej misji nie przyjdzie. Szło mi o innego rodzaju rycerskość, w imieniu której będziemy występowali. O tę, o której poeci wiersze układają. Jakby to waszmościom powiedzieć, o rycerskość uczuć. Czy miałbym mówić dalej? Czy to waszmościów interesuje? W każdym razie mam nadzieję, że wszelkie opresje i czyny bohaterskie na tym się zakończą i nie przyjdzie nam wyciągać broni innej niż słowa - ani w trakcie podróży, ani na miejscu, gdy odnajdziemy... rycerza.”

Spojrzał na Kazimierza, na szablę, która wisi u jego boku i pistolet zatknięty za pas, i szybko dodał:

“Nie żebym się lękał rycerskości rozumianej po homerycku. Zwłaszcza w waszmościów kompaniji to chyba nawet niemożliwe.”

Odetchnął.

“Czy coś jeszcze rozjaśnić? Cokolwiek, co by sprawiło, że właściwą decyzję podejmiecie – jakakolwiek by była? Czy możeście już ją podjęli?”

Stanicki spojrzał pytająco najpierw na Gastona, potem Kazimierza i Efraima, dopowiadając od niechcenia, jakby mówił o rzeczy najmniej ważnej w zacnym gronie:

“Drogi Efraim ma jednak rację. Trzeba być dokładnym w nawet nieistotnych drobiazgach, nieistotnych dla ludzi honoru. Gdy misja się powiedzie, po powrocie do Warszawy dostaniecie 200 czerwońców premii do podziału. Do tego zaliczka 100 zł na potrzeby podróży oraz możliwość skorzystania z zasobów Kompanii, gdy chodzi o konie i pojazdy.”

[200 czerwonych do podziału to fura pieniędzy – zobaczymy jak to wyjdzie w grze z opłatami, bo cennik jest ruchomy; w razie czego dostosuję te kwotę czerwońców tak, by była bardzo zadowalająca]

Neurocide pisze...

Dla mnie mój wątek uważam za zakończony, sądzę, że możemy go zamknąć jednym akapitem, sprawdzić jeszcze wątki Gastona i Kazimierza, a następnie zdecydować. Myślę, że da się to zrobić w ciągu jednego dnia czasu gry.

Unknown pisze...

Zgadzam się z Efraimem. Sprawdźmy co szykuje się dla Kazimierza i Gastona, a później podejmiemy decyzję co dalej robimy,

Tajemnicze C pisze...

Ok. Chciałem już wczoraj się tym zająć, ale wyszła całodniowa gra w Ostrołękę. Przygotuję dzisiaj ciąg dalszy i wrzucę, jak tylko znajdę moment. Oczywiście gdyby co, ten wątek jest jeszcze otwarty. Gaston?

Gaston de Rétif pisze...

Też jestem za skończeniem w tym miejscu. Możemy ruszać dalej i sprawdzić kolejne propozycje.

Tajemnicze C pisze...

Żegnacie się zatem z Pawłem Stanickim i opuszczacie biuro Kompanii Handlowej Polskiej. Wracacie do kamienicy, w której wynajmujecie małe mieszkania (każdy ma swoje własne, zajmujecie całe pierwsze piętro). Na parterze znajduje się gospoda, gdzie zwykle spożywacie posiłki. Miłe miejsce o tej porze roku. Wielki kominek rozgrzewa całą salę. Ceny są dośc wysokie, dzięki czemu nie schodzi się zapijaczona gołota i żadne inne męty.

(Dzisiaj wrzucę następną szansę, ale to po popołudniu lub wieczorem.)